...oczami
ryckich Żydów
Zanim dowiemy się o przeżyciach okupacyjnych
ryckich Żydów od nich samych, musimy wziąć pod uwagę, że wspomnienia te, pisane na
gorąco, cechuje duży ładunek emocjonalny. Czasami możemy ludzi je piszących
posądzić o brak tak pożądanego w świecie nauki obiektywizmu. Spróbujmy jednak
ich zrozumieć. Większość autorów tych wspomnień niedawno straciła swoich
wszystkich najbliższych i cały swój majątek.
Wybuch
wojny
Druga wojna światowa zaczęła w Rykach w piątek, 8 września 1939 roku, kiedy to samoloty niemieckie zbombardowały pociąg z
amunicją na stacji kolejowej w Rykach. Bombardowanie samego miasta zaczęło się
10 września około godziny trzeciej po południu. Bomby zapalające wznieciły pożary
w kilkunastu miejscach i zniszczyły całe ulice.
Wśród ludności powstaje straszna panika. W mieście obok
ognia szaleje rabunek.2
W wyniku bombardowania z ludności cywilnej i wojska zostało
zabitych prawdopodobnie 500 osób. Przeważnie byli to Żydzi, którzy uciekali z
Rynku przez łąkę, aby schować się w szuwarach wokół stawu Buksa.
Karole TAJCHMAN - DAVIDMAN będąc u swojej babci, przeżyła
bombardowanie Garwolina. Do rodzinnego domu w Rykach dotarła pieszo około
północy:
“Ulice były pełne wozów, na których siedzieli polscy żołnierze
jadący od strony Warszawy“.
„Następnego
dnia rankiem pojawiły się na niebie niemieckie samoloty, które przyleciały
z
różnych stron. Przelatywały nad miasteczkiem tam i z powrotem zrzucając jedną
bombę za drugą. W mieście powstał wielki zamęt. Ludzie biegali, jak oszaleli,
szukali swoich, matki gubiły dzieci. Wtedy znów pojawiły się niemieckie
samoloty i zrzuciły bomby.
Chaos
się jeszcze bardziej zwiększył. Ludzie uciekali we wszystkie strony a najwięcej
w stronę łąki, która graniczyła z rzeką. Stamtąd można było już uciec tylko
przez wodę, ale nikt wtedy nie rozumiał ani się nie zastanawiał, że to jest
niebezpieczne miejsce. Mój ojciec
też pobiegł w tamtą stronę. Wyszliśmy z
kryjówki i pobiegliśmy na Kapitułę, bo tam mieliśmy najbliżej. Stamtąd
widzieliśmy jak niemieckie samoloty się obniżyły, i strzelały z karabinów maszynowych do bezbronnych ryckich Żydów. W łąkę i staw wsiąkła krew pięciuset żydowskich istot. Na tej łące znalazł śmierć i mój niezapomniany ojciec. Miał
wtedy czterdzieści jeden lat.
W tym dniu zginęli też: mój dziadek Tejve Jojne,
moja babcia Ester-Zlata, siostra mojej matki Bajla z dwojgiem dzieci, moje
siostry stryjeczne Brajndel i Chawa TAJCHMAN, mój brat cioteczny Sane ANGLISTER i dużo innych z mojej licznej rodziny. Razem 30 osób“.3
Druga fala bombardowania przyszła we wtorek 12 września. Tym
razem spadły bomby burzące. Ginie kilkadziesiąt osób. Fale uciekinierów z
zachodniej Polski, a także z sąsiedniego zbombardowanego Dęblina, przechodziły
cały czas przez Ryki. Wielu z tych uciekinierów zostało również
ranne podczas nalotów na Ryki.
Mejer CUKIERKOP dojechał do zbombardowanych Ryk furmanką
z Żelechowa:
„Zebraliśmy
trochę leków, wynajęliśmy furmankę i pojechaliśmy do Ryk. Jechaliśmy bocznymi drogami. Kiedy dojechaliśmy do miasta, naszym oczom ukazał się obraz wielkiego zniszczenia. Słychać było krzyki i jęki rannych. Dochodziły
do nas narzekania tych, co zostali bez dachu nad głową. Było dużo
uciekinierów, którzy na rozkaz władzy uciekali
z Warszawy, utkwili w
Rykach, zmęczeni i wykończeni, szukali schronienia przed
bombami z niemieckich samolotów, które nadleciały nad miasto. Była wielkie ofiary
w
ludziach. Porozrywane na kawałki trupy leżały na ulicach. Nikt nie wiedział, kim oni są. Wzięliśmy
się do pracy. Najpierw zebraliśmy rannych i uciekinierów i udzieliliśmy im w miarę naszych możliwości pierwszej pomocy. Rozdaliśmy jedzenie. Mój
wujek Chaim zaczął organizować grzebanie zabitych Żydów. Był członkiem
Bractwa (Chewra Kadisza) i uważał, że to jego najważniejszy
obowiązek. Zaczęliśmy kopać grób zbiorowy. Zebraliśmy trupy leżące na ulicach i
pochowaliśmy je według obrządku żydowskiego”. 4
Żydowskie ofiary bombardowań miasta były pochowane
we wspólnej mogile na kierkucie.
Pierwsi niemieccy żołnierze pojawiają się w Rykach w
niedzielę 17 września. Jakob MANDELBAUM:
” W tym czasie krążyły opowiadania o strasznym
okrucieństwie Niemców, którzy przybliżali się do Żelechowa. W nocy słyszeliśmy
huk armat. W takim napięciu żyliśmy aż do 17 września, kiedy to okupanci
pierwszy raz pokazali się w mieście. Przyjechali w samochodzie pancernym, strzelając z broni automatycznej. Otoczyli miasteczko i rozbiegli się po
ulicach”.5
Już na drugi dzień po zajęciu miasta:
„..
było wydane zarządzenie, aby mężczyźni zgromadzili się na Rynku. Ustawili nas w
trójki i wybrali czterystu młodych mężczyzn. Pieszo, pod eskortą żołnierzy z
bagnetami na karabinach, zostaliśmy odprowadzeni do Dęblina.
Zaczęło
się już ściemniać, kiedy doszliśmy do jednostki wojskowej. Wpędzili nas do sali gimnastycznej szkoły lotniczej i tam na betonowej podłodze przeleżeliśmy całą
noc. Rano przyszedł niemiecki oficer w stopniu kapitana i wydał rozkaz wymarszu
do pracy. Znów ustawiono nas w trójki. „
Kazano śpiewać i maszerować wojskowym krokiem do magazynów jednostki. Tam
czekały na nas wojskowe samochody ciężarowe i żołnierze, którzy nas poganiali,
abyśmy szybciej ładowali materiały z magazynów. 21
września, w czwartek, Niemcy zaczęli szykować się do opuszczenia jednostki.
Musieliśmy i my w biegu opuszczać teren. Po obu stronach szosy stali żołnierze
i odprowadzali nas biciem i przekleństwami. Po
tygodniowej nieobecności wróciliśmy późno w nocy do Ryk. Radość w domach była ogromna.” 6
„W mieście wprowadzono godzinę policyjną od
godziny szóstej wieczorem do godziny piątej rano. Od pierwszych dni okupacji
Niemcy zabierali do pracy przymusowej Żydów z ich domów lub z łapanek
ulicach, najczęściej do sprzątania gruzów, napraw po ich bombardowaniach itp.
zajęć. W mieście panował wielki chaos. Ataki na Żydów, grabienie majątków
przez Niemców i polskich antysemitów, były na porządku dziennym.
Na początku października 1939 mały oddział niemiecki został
zakwaterowany w Rykach
i znów zapanował porządek. W drugiej połowie września
ogłoszono pierwsze zarządzenia gubernatora Franka, w wyniku których powołano z
przedstawicieli gminy żydowskiej Judenrat, jako organ wykonawczy
władz okupacyjnych.
Pierwszą akcją, którą miał Judenrat przeprowadzić, był spis ludności oraz
zabezpieczenie siły roboczej do różnego rodzaju prac. Przewodniczącym
Judenratu został Samuel GUTWAJDER. Powołano także jako policję
żydowską w sile dziesięciu funkcjonariuszy. Jednym z nadzorców był Jakub
MANDELBAUM, któremu zawdzięczamy mapkę ryckiego getta. 7
Na początku 1940 roku Niemcy żądali większej siły roboczej
i Judenrat musiał dziennie posyłać im setki ludzi do pracy. W czerwcu 1940 roku
Niemiec KOVALSKY, nadzorujący prace przymusowe
w okolicy, zażądał stu
robotników do obozu pracy w Janiszowie, do prac przy sypaniu wału powodziowego
i regulacji Wisły. Po pewnym czasie kilku ryckich Żydów uciekło z Janiszowa
i powróciło do getta. Judenrat utrzymywał kontakt z ludźmi w obozach pracy.
Wysyłał im paczki żywnościowe i ubrania od ich rodzin. Judenrat miał też trudności z narastającą liczbą
uchodźców. Zakwaterowano ich w pomieszczeniach użyteczności publicznej, takich
jak czytelnia czy pomieszczeniach używanych kiedyś jako domy modlitwy.
Powstanie getta
Pod koniec 1940 roku Niemcy utworzyli w Rykach getto. Teren
getta znajdował się między ulicami:
11-Listopada (dzisiaj Poniatowskiego), Kanałową, stawem
Buksa i ul. Łukowską. Na bardzo małym obszarze stłoczono wszystkich Żydów.
Judenrat podejmował ogromny wysiłek, by zaopatrzyć mieszkańców getta w
niezbędne środki do życia.
Na początku 1941 roku organizacja JSS (Niezależna
Pomoc Żydowska) z Krakowa przysłała pieniądze dla ryckiego Judenratu. Z
tych pieniędzy otworzono gminną kuchnię oraz izbę chorych. Izba chorych
znajdowała się w czytelni i prowadzona była przez chirurga dra KESTENBAUMA. W
zimie 1941 roku wybuchła w getcie epidemia tyfusu, w wyniku której zmarło około
50 osób. Personelowi medycznemu udało się w końcu opanować epidemię.8
W 1941 roku Niemcy żądali jeszcze dodatkowych
robotników. Na początku tego roku posłano do obozu pracy w Puławach
dziewięćdziesięciu ludzi. Latem, przed inwazją na Związek Sowiecki, Niemcy
zażądali kolejnych dwustu robotników. Dyplomatyczne zabiegi GUTWAJDERA,
przewodniczącego Judenratu, zredukowały tę liczbę do czterdziestu pięciu osób.
Ludzie ci byli wysłani do prac przy umocnieniach w rejonie Bełżca. Przewodniczący Judenratu biegał od jednego oficera do drugiego. Wynikiem było to, że wynajął
trzy cygańskie budy i sam pojechał do Bełżca, skąd udało się mu
przywieźć wszystkich 45 Żydów z powrotem do Ryk.
W momencie wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej dwustu
przymusowych robotników powołano do pracy w składach amunicji w Stawach.
Po inwazji Niemiec na Związek Sowiecki warunki życia w getcie
jeszcze się pogorszyły,
zapanował głód. Niemcy surowo zakazali opuszczania getta, można
było jedynie wyjść do pracy przymusowej. Uniemożliwiło to
Żydom zakup żywności u Polaków. Mimo rygorystycznego zakazu wychodzenia z getta zdarzały się ucieczki. „Kilka dni
wcześniej udało mi się przewieźć rodzinę na wieś. Znałem dużo Polaków, z którymi
handlowałem dziesiątki lat. Moja żona chciała być razem ze
wszystkimi Żydami i wróciła do getta “- pisze Berel BRANKACZ - „Ja zostałem jeszcze dwa dni, aby załatwić we
wsi interesy. We wtorek wieczorem przyszli do
mnie przedstawiciele wioski i kazali uciekać bo inaczej to mnie odwiozą do
Dęblina. Udało mi się wyrwać, ale gonili mnie dobrych kilka
kilometrów“ 9 .
Wiele
prób ucieczek kończyło się śmiercią. Tak zginęli między innymi: Benjamin
SUCHODOLSKI, Aaron -Mendel TAITELBAUM, Efraim FISZTAJN.
Chawa FISZTAJN:
Kiedy brat Motela, Frucze wyszedł się z getta, aby znaleźć coś do jedzenia,
został zastrzelony przez patrol niemiecki. Taki sam los spotkał stryja Motla,
Mejera BREZINERA...Mnie szczęście dopisało, bo kilka dni wcześniej
wydostałam się poza teren getta.10
Likwidacja getta
Szóstego maja 1942 roku granatowa policja przybyła do
budynku Judenratu i uwięziła jego członków w miejscowym areszcie. Tej samej
nocy getto zostało otoczone przez oddziały SS z Dęblina oraz granatową
policję.
„
7 maja 1942 roku o siódmej rano, kiedy szedłem, wraz całą grupą drogą do Staw
koło Dęblina, spotkaliśmy niemieckie samochody jadące w stronę Ryk. Czuliśmy, że
zanosi się na coś okropnego”.11
Rzeczywiście, wcześnie rano, 7 maja Żydom rozkazano zebrać
się na Rynku i czekać na dalsze rozkazy. Pozwolono im zabrać ze sobą
z domów 10 kg jedzenia oraz rzeczy osobiste. Mojsze RUBINSZTAJN, żołnierz
września, wspomina:
„Moje
dzieci, dwóch synów i córka pomagały matce pakować. Powiedziałem aby nie
zabierali ze sobą wielkich tobołów a tylko coś do jedzenia i picia na kilka
dni. Włożyłem do poduszki kilka butelek wody i trochę żywności“.12
Nie mogący się poruszać starcy i chorzy byli rozstrzeliwani
na miejscu. Kiedy RUBINSZTAJN z rodziną przebiegali obok domu Efraima
SZNAJDRA, usłyszeli strzały.
„Możliwe, że
Efraim SZNAJDER był pierwszą ofiarą tego dnia“ - wspomina dalej
RUBINSZTAJN.
Odebrano Żydom kosztowności, oraz pieniądze. Na zbieranie
kosztowności od swoich rodaków był wyznaczony właściciel delegatury loterii w
Rykach Naj. W czasie chaosu panującego na Rynku zdarzyły się także udane
przekupienia wachmanów.
„Ojciec
próbował domówić się z wachmanem i się udało. Uciekałem do lasu. W uszach słyszałem płacz ryckich Żydów“13- pisze Szlojme JUDENSZNAJDER.
Przed wymarszem
kolumny, synowi Samuela GUTWAJDERA, Herszkowi, rozkazano wybrać 60 ludzi do pracy w składach amunicji w Stawach. Do wybranych próbował się dostać i
Pesach AJGER. Zauważony przez żandarma został od razu zastrzelony. W dzień
wysiedlenia został również zastrzelony Mosze WAJSFISZ, który po zmarłym na atak
serca Samuelowi GUTWAJDEROWI pełnił funkcję przewodniczącego Judenratu.
Poprosił żandarma o przekazanie listu do swojej rodziny
w Żelechowie. Został
ukarany za ukrycie swojej rodziny w Żelechowie.
Około godziny jedenastej uformowano kolumnę, na której czele
ustawiono członków Judenratu. Na końcu kolumny jechały wozy chłopskie ściągnięte
przez Niemców z okolicznych wiosek. Kolumna pod silną eskortą ruszyła w
stronę oddalonego 15 km Dęblina. Idący w kolumnie Mojsze RUBINSZTAJN:
„Kiedy
mijaliśmy Jaśkiewicza, naprzeciwko Gminy zauważyliśmy leżącego w kałuży krwi, zastrzelonego chłopca. Był to syn wozaka Zelmana“.14
Z baraków przy ulicy Warszawskiej obserwują
wyprowadzanych Żydzi, pracujący u Schallingera. W ten dzień nie szli do pracy na
dęblińską szosę. Powiedziano im, że tam pójdzie kolumna Żydów. Jakow HANDSZTOK :
„W
ten dzień mieliśmy spokój w pracy. Wszyscy myśleliśmy o losie swoich najbliższych. Wszystko się we mnie trzęsło i tak jak inni spoglądaliśmy
na szosę.
Nagle usłyszeliśmy krzyk i głosy żandarmów. Staliśmy w barakach i
obserwowaliśmy pochód ryckich Żydów. To były straszne chwile. Na naszych oczach
prowadzili dwa i pół tysiąca ryckich Żydów. Między nimi byli i nasi
najbliżsi. Kto wie, czy ich jeszcze zobaczymy“.15
Czwartek 7 maja 1942 roku był dniem pochmurnym. Wiał silny
wiatr. Kiedy kolumna Żydów była na rogatkach miasta, jednemu z nich wiatr
zdmuchnął czapkę z głowy naprzeciwko placu Ludwika
Skwarka. Pobiegł za nią. Strzał i nieszczęśnik padł. Za chwilę się podniósł i
pobiegł za kolumną rowem wzdłuż szosy. Upadł aż koło „wójtowego mostku”. Leżał
tam aż do drugiego dnia. Kiedy go odwożono był już bez butów i ubrania16
Takie dantejskie ceny doprowadzały „marsz
śmierci“ aż na stację kolejową w Dęblinie. Oddajmy jeszcze głos Mojsze
RUBINSZTAJNOWI:“
..zięć Janczele upadł. Przybiegł Niemiec i strzelił do
niego. Szklanymi oczyma patrzył w niebo. Był ojcem dwóch synów, bliźniaków. Widząc
to, synowie przybiegli
i rzucili się na leżącego ojca
z płaczem. Niemiec mierzy z rewolweru i strzela. Padają na ciało ojca“.17
Na stacji kolejowej w Dęblinie kobiety wraz z dziećmi
odłączono od mężczyzn. Grupę dwustu młodych ludzi skierowano do obozu pracy w Dęblinie
na lotnisku. Do tej grupy dostał się również i RUBINSZTAJN:
”Odwieziono nas do
Dęblina i rozpuszczono wolno. Niemcy byli pewni, że nikt z nas nie ucieknie, bo
nie było dokąd. Kręciliśmy się po getcie, gdzie jeszcze było widzieć ślady po nocnej akcji. Zostało tam tylko kilkoro ludzi, którzy pracowali na lotnisku”18
Pozostali Żydzi z Ryk i Dęblina w liczbie około trzech
tysięcy, zostali wysłani w wagonach towarowych do obozu zagłady w
Sobiborze. Według wykazu obozu zagłady w Sobiborze w dniu 7 maja 1942 roku do
Sobiboru przywieziono 2500 ryckich Żydów. Natomiast według Mojsze RUBINSZTAJNA, zamknięci
w wagonach towarowych Żydzi stali jeszcze na stacji w Dęblinie przez
całą noc:
„Rano dowiedziałem się od Berla Nachmana Lejzra, że ludzie z Ryk
ciągle stoją na stacji w pozamykanych wagonach, pilnowani przez Niemców” 19
W czasie marszu zastrzelono około 150 ludzi, których
zebrano i pochowano na cmentarzu
w Bobrownikach. Część Żydów ryckich pozostała
w Dęblinie aż do likwidacji getta dęblińskiego
w czwartek 22 października 1942
roku. Wtedy to około 2500 osób odesłano do obozu koncentracyjnego Treblinka. W
czasie tej deportacji zamordowano ponad stu Żydów.
Po wypędzeniu Żydów na ryckim Rynku pozostały
porozrzucane walizki, kufry, tobołki pozawijane w prześcieradła…
„Wybrani
do pracy w Stawach, odchodziliśmy z Rynku jako ostatní “- wspomina
Berel BRANKACZ “..Jeszcze widzieliśmy, jak nasi chrześcijańscy sąsiedzi
skoczyli do opuszczonych żydowskich dom. Znaleźli schowanego Aarona, syna Blumy GEDANKEN. Wywlekli go przed dom i oddali Niemcom, którzy go od razu zastrzelili.“20
Zaczęło szabrowanie pustych żydowskich domów i porzuconego
biednego, żydowskiego majątku. Szabrowanie o którego skali nigdy się już nie
dowiemy. Z uwagi na delikatność sprawy nikt, nigdy już nam o tym nie
opowie. Jednym znanym faktem potwierdzającym, jest zastrzelenie przez granatowych
policjantów lub niemieckich żandarmów dwóch sióstr Polek, których złakała chęć
zyskania żydowskiego „złota“.21
Oprócz Żydów pracujących w Stawach wywózki uniknęli również
wspomniani wyżej Żydzi pracujący w firmie Strassenbau Schalinger, mieszczącej
się w barakach przy ulicy Warszawskiej oraz dzisiejszej ulicy Żytniej.
„Na
przedmieściu Ryk Niemcy utworzyli obóz pracy, który prowadził Niemiec Shallinger. Pracowaliśmy tam przez rok przy reperacji dróg i kładzeniu nowych nawierzchni. Później wybrano grupę 35-ciu młodych ludzi i odwieziono ich do
obozu
w Dęblinie. Między nimi znalazłem się i ja”22
Pracujący również w tym obozie Jakov HANDSZTOK wspomina:
“Dopiero
później znalazłem w sobie na tyle odwagi, że zwróciłem się do mistrza KIBELBEKA (gdzie indziej KIBELBERGA), który był także szefem
biura. Powiedziałem, że nie mamy ani się czym przykryć. Wszystko zostało w
domu. Obiecał, że postara się załatwić przepustkę od żandarmerii abyśmy
mogli pojechać do getta. Późnym popołudniem powiedziana nam, że mamy
przepustkę. Podstawili kilka samochodów, które odwiozły nas do getta. Mogliśmy
wejść do swojego domu po ubrania i potrzebne rzeczy. Majstrzy za to
odpowiadali i dlatego czujnie pilnowali naszego kroku. W domach
wyglądało to jak po pogromu. Wszystko było wykradzione. Coś tam znalazłem między
rozrzuconymi przedmiotami co nie miało żadnej wartości. W gettcie nie było żadnego Żyda. Ogarnęła mnie pustka. Po ulicach chodzili pilnujący
policjanci….Obok synagogi płonął wielki stos świętych ksiąg i zwojów Tory, które
goje wyrzucali z Bejt - Midraszu. Strażacy pilnowali aby ogień nie
rozprzestrzeniał się na sąsiednie domy“23
Po
likwidacji getta
Po likwidacji getta w Rykach pozostało jeszcze
kilkadziesiąt Żydów a to tych, którzy pracowali w firmie Schallinger przy
pracach drogowych, na lotnisku w Ułężu oraz w Stawach. Żydzi zkoszarowani w
obozie
w Rykach, mieli podobno pewną swobodę w poruszaniu za druty.24 Kilku
to wykorzystało:
„Kilku z naszej grupy uciekło do Żelechowa, gdyż
tam jeszcze byli w getcie Żydzi
i nasza grupa się zmniejszyła. Pewnego dnia
ostrzeżono nas, że jeżeli ktoś ucieknie z obozu, będzie zastrzelonych
pięciu ludzi. Ludzie przyjęli to ostrzeżenie z powagą, świadomi
odpowiedzialności. Mimo to i tak pewnego dnia uciekł jeden z dwóch synów Herczka. Kiedy to zauważyliśmy, ogarnął nas okropny strach na myśl, co nas
czeka. Hersz-Dawid MLICZKIEWICZ ze strachu próbował uciec z baraku, ale mu się
nie udało, bo został postrzelony”...” Wybrali czterech ludzi: Hersza Dawida MLICZKIEWICZA, Chaima UNTEJUDA. Icze Mejera ZILBERBERGA i Akiwę
KUPERMANA. Rozkazali im wziąć łopaty i kopać grób obok baraku”.25
Kilku Żydom udało się uciec z transportu z Dęblina do
Treblinki jesienią 1942 roku. Mosze OPENHAJMOWI udało się to dwa razy:
„(Wieśniak) Uspokoił się, kiedy opowiedziałem mu, że
wyskoczyłem z pociągu. Dowiedziałem się od niego, że jestem w wiosce Stanin i że
jest tutaj kilkunastu Żydów z rodziny KUPERMANÓW, którzy mieli w Rykach kuzynów, a także, że są dzieci
czapnika GRUSZKIEWICZ. Wieśniak zaprosił mnie do środka i
okazało się, że znał mojego ojca, u którego reperował zegar. Próbował mnie
pocieszyć, dał mi jedzenie
i przenocował na sianie”. „Doszedłem do jakiegoś
gospodarstwa. Drzwi otworzyła mi stara kobieta. Dała mi jeść i wytłumaczyła, gdzie
się znajduję....Była ciemna noc
i chciałem koniecznie dotrzeć przed świtem do
Adamowa. Powiedziano mi, że Adamów stał się miastem uciekinierów z transportów”.26
Żydzi z Ryk po ucieczce z getta czy z transportu chowali
się w ziemiankach po okolicznych lasach. Byli i tacy, którzy dołączali do
oddziałów partyzanckich. Motel FISZTAJN, przechowujący się we dworze
w
Osmolicach dołączył do sowieckiej grupy dywersantów i stał się
znanym w okolicy:
„Rosjanie dali nam broń i wzięli Motla na przewodnika, bo
stąd pochodził i znał bardzo dobrze okolicę. Od czasu do czasu zmienialiśmy
miejsce postoju. W nocy Motel wraz z kilkoma partyzantami wychodził na akcje
dywersyjne: wysadzać transporty, pociągi i różne obiekty wojskowe. Często
również wysadzali mosty. Cały czas jednak partyzanci unikali bezpośredniego
kontaktu z Niemcami oraz Polaków, którzy o ich pobycie wiedzieli. Po okolicy
krążyły wieści, że Żyd Motek z Ryk dowodzi grupą partyzantów i buszuje po wsiach
z bronią”.27
Żydzi w Rykach po
wojnie
Działania wojenne jeszcze się nie skończyły, a już do
swojego miasta próbowało powrócić kilkunastu Żydów, szukając swoich
rodzin, ze względów majątkowych czy po prostu z sentymentu do swojego rodzinnego
miasta. W styczniu 1945 roku trzydziestu Żydów powróciło do Ryk. Miejscowa
ludność przywitała ich wrogo.
„Pozostała nas tylko garstka, obywateli tego
miasta. Po kilku tygodniach wyczuliśmy wrogi stosunek polskich obywateli.
Doszło do pierwszej tragedii, kiedy Symcha BROZDOWICZ i jego przyszły zięć
Janek NAUCZYCIEL wracali z jarmarku w Adamowie. Napadli ich Polacy i
zamordowali, a ich ciała znaleziono dopiero po kilkunastu dniach (Jakob
MANDELBAUM)
„Kilku
nas z Ryk zdecydowało się wrócić do naszego rodzinnego miasta” - pisze - „Droga w tym czasie była
niebezpieczna. Po wyzwoleniu Polacy czyhali na powracających Żydów i strzelali
do nich. ” W Rykach Polacy zastrzelili kilku Żydów, którym udało się ukryć
przed Niemcami. Między innymi zginęli: Herszel NACHTAJLER, Szaul MLICZKIEWICZ i
dwie dziewczyny z Dęblina, które Polacy zastrzelili z broni maszynowej. Tego
wieczora, będąc świadkiem napadu Polaków, ukryłem się w studni i tak udało mi się
ujść z życiem”.28
Meir CUKIERKOP po latach w partyzantce na ziemiach
wschodnich, zaciągnął się do Armii Czerwonej:
”Pod
koniec stycznia 1945 roku pojechałem wojskowym samochodem do Ryk. Dojeżdżając od
strony Garwolina, byłem tak podniecony, że brakło mi tchu. Nie jestem
w stanie
opisać co się ze mną działo. Było to w czwartek rano i tak jak kiedyś ciągnęły z
wiosek chłopskie furmanki...Zatrzymałem się w miejscu, gdzie stał nasz dom i przypomniałem sobie jaki ojciec był dumny ze swojego placu.
Ledwie
co doszedłem do komendanta miasteczka, od którego się dowiedziałem, że
Rykach
przebywa siedmiu czy ośmiu Żydów, którzy wrócili z obozu w
Częstochowie. Pamiętam nazwiska: Jaakow MANDELBOJM, Aaron SZULMAN, Nosen rabina
FAJFERA, NACHTAJLER, Czarny Symcha.Poszedłem do domu mojego wujka Chaima Zelika BORENSZTAJNA. Z domu wyszedł nowy właściciel KOWALSKI z żoną i synem. Od razu mnie poznał i zawołał, że przyszedł Zelików wnuk. Zatrzymali mnie w drzwiach i zaczęli głośno przeklinać”.29
Za te „odwiedziny bez pozwolenia” CUKIERKOP jeszcze tego
samego dnia zatrzymany został
w areszcie. Zwolniono go dopiero po interwencji
porucznika Wojska Polskiego Wiślickiego. Por. WIŚLICKI był synem na pół
asymilowanej arystokratycznej rodziny z Warszawy. W Rykach pełnił funkcję
nadzorcy w upaństwowionym młynie rodziny SKALSKICH. Wkrótce on sam został
zastrzelony koło mostu na Zalesiance, kiedy wieczorem wracał do domu.30
Ukrywająca się przez całą wojnę po lasach oraz na strychu
we dworze w Osmolicach Szewa FISZTAJN postanowiła ze swoim mężem, również
wrócić do Ryk:
„W sercach tliła się iskierka nadziei, że może ktoś z naszej
licznej rodziny przeżył. Kiedy dojechaliśmy do miasta zrozumieliśmy, że nikt z
naszych rodzin nie ocalał. Zostaliśmy sami. Osamotnieni, zdruzgotani
opuściliśmy Ryki, nasze rodzinne miasteczko, gdzie urodzili się nasi rodzice i
dziadowie, gdzie żyli pięknym żydowskim życiem. Byliśmy również świadomi tego,
że grozi nam tam niebezpieczeństwo. Dotarła do nas wiadomość, że gdy Polacy
dowiedzieli się o obecności Motka w Rykach, chcieli
go zlikwidować. Musieliśmy
uciekać”.31
„Większość nas czuła, że musimy opuścić to miejsce. Byli
tacy, którzy próbowali się upomnieć o majątek swoich rodziców, by go sprzedać i
mieć na rozpoczęcie nowego życia. Zatrzymaliśmy się jeszcze na jakiś czas, a to
kosztowało nas następne cztery ofiary, które zastrzelone pod koniec maja 1945
zginęło dwóch chłopców z Ryk: Szaul MLICZKIEWICZ i Herszel NACHTAJLER oraz dwie
dziewczyny z Dęblina, które przyjechały w odwiedziny: Pola EWENSZTAJN i
ROZENKIEWICZ”.32
Po tych tragicznych wydarzeniach Żydom było
jasne, że nie mają czego już szukać w miasteczku
i wszyscy
wyjechali. Największymi skupiskami ryckich Żydów po wyzwoleniu stały się Łódź
i Lublin. To tam najczęściej jeździli mieszkańcy Ryk w sprawach odkupienia
domów. Uskuteczniło się wtedy dużo legalnych transakcji kupna domów i placów od
obywateli pochodzenia żydowskiego.33
W późniejszym okresie powojennym dawni mieszkańcy
odwiedzali sporadycznie Ryki. Jakub HANDSZTOK po wizycie w 1966 roku tak napisał:
„Podczas wszystkich moich wędrówek nigdy nie przestałem
myśleć o Rykach“
„Bardzo chciałem je
zobaczyć. Zobaczyć znów moje rodzinne miasto, gdzie spędziłem swoje dzieciństwo,
młodość, gdzie poznałem radość i smutek, miałem nadzieję na lepsze czasy i
gdzie doświadczyłem okropnej męki. Aż wreszcie przyszedł dzień, kiedy razem z
żoną wróciliśmy z Rosji. To był dzień, na który tak długo czekałem. Byliśmy w
Warszawie, tylko sto kilometrów od Ryk. Musiałbym długo czekać na pociąg, a nie
chciałem tracić ani chwili. Zdecydowałem się wziąć taksówkę i za półtorej
godziny byłem w Rykach. Nie mogłem uwierzyć, że już jestem w Rykach. Po pierwszym oszołomieniu odzyskałem orientację i zacząłem rozpoznawać miasto. Jakkolwiek nie mogłem pozbyć się natrętnej myśli: może to nie są Ryki? Może przyjechałem przez pomyłkę do innego miasta? Otrząsnąłem się. Przecież rozpoznałem sklepiki, które pozostawili po sobie Żydzi“.34
Na stronie internetowej instytutu Yad Vashem jest
cytat-życzenie z ostatniego listu Dawida Bergera,19-to letniego chłopca
z Przemyśla, zastrzelonego w lipcu 1941 roku:
„Pragnąłbym aby ktoś pamiętał, że kiedyś żył człowiek z nazwiskiem Dawid Berger”
2 Grzegorz Wojtkowski-Miesięcznik Rycki 9/96 str.16
3 Karole Tajchman-Księga Pamięci Ryk str.178
4 M Cukierkopf ,KPR,str.507
5 J.Mandelbaum,KPR,str.412
6 J.Mandelbaum – KPR.str.412
7 KPR.str.8-9
8 Encyklopedia Gmin Żydowskich.Tom VII.str.550-553
9 Beryl Brankacz .KPR.str.
10 Chawa Fisztajn KPR str
B.Lajtman.KPR.str.434
12 M.Rubinsztajn.KPR.str
13 Sz.Judensznajder.KPR.str.451
14 M.Rubinsztajn KPR str
15 J.Handsztok.KPR.str.422
16 B.Ciesla,relacja
17 M.Rubinsztajn.KPR.str.459
18 B.Bronkacz.KPR.str.
19 ...............KPR.str
20 B.Bronkacz KPR.str
439
21 B.Ciesla relacja
22 ..............KPR.str
23 J.Handsztok KPR.str.423
25 B.Lajtman
.KPR.str.435
26 M.Openhajm.KPR.str.431
27 Sz.Fisztajn
KPR.str.531
28 Tajchman KPR str.444
29 M.Cukierkopf KPR.str.518