Ochronka

   Możliwe, że dla wielu nazwa ochronka może kojarzyć się z firmą ochroniarską.
Jeszcze w latach pięćdziesiątych określenie to było powszechnie używane i znaczyło tyle, co po prostu przedszkole.
   Pierwsze ochronki zaczęły powstawać na początku 19 wieku we Francji i Niemczech. W Polsce pojawiły się w drugiej połowie 19 wieku. Były to zakłady o charakterze dobroczynnym, bardzo często prowadzone przez związki wyznaniowe - przeważnie przez siostry zakonne. Zakładane były w celu opieki i wychowania biednych, małych dzieci, pozbawionych opieki matek.  

   W czasie drugiej wojny światowej ochronki zlikwidowano. Po wojnie rozpoczęła się nowa era – era przedszkoli. W krótkim czasie, na skutek rozporządzeń państwowych  nastąpił znaczący rozwój placówek wychowania przedszkolnego. Komunistyczne władze oświatowe dumnie prezentowały powstanie przedszkoli jako cenną zdobycz socjalizmu, która „uwalniała” matki z „niewoli gospodarstw domowych”, umożliwiając im podjęcie pracy zawodowej.


                          Jedno z  „starszych” zdjęć budynku przedszkolnego.  Po lewej  stronie wychowawczyni NN. Po prawej stronie                                   pani KUCHNIOWA, możliwe że ze swoim synem Tomkiem na ręku.

    Rycka ochronka, czyli pierwsze powojenne  przedszkole powstało w zbudowanym jeszcze przed wojną domu  pp. SIEMIŃSKICH  na rogu dzisiejszych ulic Warszawskiej i Słowackiego. Na placu przedszkolnym stały dwa budynki. Budynek główny miał dwa pokoje i małą kuchnię.  Drugi stojący nieco wyżej, w kierunku dzisiejszej Alei Spacerowej o obrysie  kwadratu, służył jako magazyn różnych sprzętów i był na tyle ciekawy, że zbudowany był z tak zwanego muru pruskiego. Na podwórko przedszkola wchodziło się furtką lub bramką od ulicy Warszawskiej, obok nieistniejącego już białego mostku.
    Kiedy w roku 1951 machając workiem z wyszytymi czereśniami, w którym były kapcie, przyszedłem pierwszy raz do przedszkola - kierowniczką była - zawsze elegancka pani Jadwiga KUCHNIOWA. Wychowawczyniami były p. Lodzia  (Leokadia PILZAK) i p. Janina KIELISZEK. W kuchni panowała
p. PROKOPOWA  a pomagała jej pani Gienia (Eugenia STEFANIAK). Woźną była p. Zofia (Zofia PIĄTEK). Do przedszkola chodziło się od 3 roku życia. 

              Główne wejście było przez ganek. W ganku były wieszaki na woreczki z butami oraz stały nasze... nocniki.

   Jak wiadomo, przedszkole wywołuje u dzieci różne emocje: jedne maluchy je lubią inne nie za bardzo. Były dzieci, które zachowywały się wobec innych agresywnie. Mnie się w przedszkolu ogólnie podobało z wyjątkiem białej kawy z fusami. Do przyjemnych zdarzeń nie należały także chwile, kiedy z gumki odpięła się pończocha i spadała na kostkę i trzeba było chodzić z takim obwarzankiem tak długo, aż pani wychowawczyni  pomogła gumkę znów przypiąć.

                                               Niech żyje 1-maja!
                                  Na rogu drabinki siedzi Janusz ZARĘBA. Nad nim machający flagą Tomek KUCHNIO

 Dni upływały na zabawach, grach sportowych i ..wieszaniu się na siatce ogrodzenia pod starymi kasztanami, i obserwowaniu przejeżdżających pojazdów, i tego, co działo się na na ulicy . Naprzeciwko, w lecznicy weterynaryjnej, którą kierował  dr BABIK, również się wiele działo i było się czemu przyglądać.


W tle stary kasztan a dalej lecznica weterynaryjna, później rozlewnia wód gazowych. Przed lecznicą 
złożone płyty chodnikowe przygotowane dla nowo budowanej ulicy Kościuszki (dawniej ul. Nowej). Po prawej stronie w oddali powstający pierwszy rycki blok mieszkalny przy ulicy Poniatowskiego. Wychowawczynie p. Wacława KMIECIAK i p. Leokadia PILZAK. 

    Po pierwszomajowym pochodzie chyba w roku 1954, na podwórku przedszkolnym pojawił się nowy obiekt. A tamten pochód majowy był wyjątkowo spektakularny. Gospodarstwo Rybackie prezentowało się najlepiej. Na jednej przyczepie, wypełnionej wodą i  ciągnionej przez traktor, ubrany w strój rybacki pan Wacław GŁODEK, łowił  prawdziwe karpie. Na drugiej przyczepie jechał piękny drewniany domek ogrodzony płotkiem i stojącymi za nim słonecznikami. I właśnie ten domek został podarowany później do naszego przedszkola. Umieszczono go między budynkiem głównym a magazynem z pruskiego muru.

   Historycznym i światowym wydarzeniem w czasie mojego pobytu w przedszkolu był 6 marca 1953 roku. Panie wychowawczynie zgromadziły nas wszystkich przy odbiorniku radiowym, aby wysłuchać komunikatu o śmierci Józefa STALINA:
                                „Przestało bić serce wodza ludzkości...”
Któreś tam z dzieci nawet załkało. Pamiętam pogodę tamtego dnia. Była bardzo brzydka. Cały dzień padał deszcz....   Właśnie wtedy Katowice stały się  Stalinogrodem, a budowany w Warszawie pałac otrzymał imię Józefa STALINA!
   W czasie pobytu w przedszkolu zawiązało się wiele długoletnich przyjaźni. W moim przypadku wspomnę tutaj, chociażby tylko  jednego mojego dobrego kolegę, Andrzeja DĄBROWSKIEGO. Razem chodziliśmy do przedszkola. Razem do szkoły podstawowej i razem do szkoły średniej. A nawet po ukończeniu szkół  byliśmy zatrudnieni w tej samej firmie.

              
W pierwszym rzędzie Andrzej DĄBROWSKI i Andrzej CIEŚLA. Rok 1957. Klasa 2A. Wychowawczyni p. Stanisława CELEJOWA. W tle staw Buksa.

Kiedy w roku 1955 odchodziliśmy z przedszkola do pierwszej klasy szkoły podstawowej, otrzymaliśmy tzw. wyprawkę. A to: drewniany piórnik, pamiętnik do zbierania wpisów wierszyków  koleżanek i kolegów i o ile dobrze pamiętam to jeszcze dostaliśmy i kredki. Kiedyś było bardzo łatwo dzieci zadowolić. 

Dzisiaj jest to o wiele trudniej.




Dziękuję Mieczysławowi Szczepaniakowi i Januszowi Zarębie za udostępnienie zdjęć.

Comments