W Rykach po wojnie
większość usług pozostała nadal w rękach prywatnych. Prywatne były sklepy, piekarnie,
warsztaty szewskie, krawieckie, stolarskie, usługi transportowe a nawet prywatne gabinety lekarskie, czy restauracje. Nie znaczyło to, że
prywatnym przedsiębiorcom nowy system pomagał. Wręcz przeciwnie. Stopniowo
dążono do ich likwidacji. Prowadzenie własnej firmy znaczyło ciągłe
zmaganie się z urzędami. Sam status „prywaciarza” utrudniał codzienne życie
całej rodzinie.
Zasłużonym dla idei przetrwania rzemiosła i
jednym z pionierów sektora prywatnego w tamtym okresie w Rykach był Stanisław Skwarek.
Urodził się 01.05.1903 roku w majątku Osmolice, jako
syn znanego w okolicy kołodzieja Ludwika Skwarka. Skończył
4 klasy rosyjskiej szkoły w Ułężu.
Rzemiosła uczył się u swojego ojca, gdy ten powrócił
z pierwszej wojny. W 1923 roku wyjechał do Pionek, gdzie pracował przez
rok jako stolarz budowalny.
W latach kryzysu gospodarczego wiele
rodzin wyjeżdżało za pracą do ośrodków przemysłowych, do „ziemi obiecanej“ – do
Łodzi. Wyjechały tam już wcześniej trzy rodziny Skwarków i tam też w roku 1924
wyjechał Stanisław. Rozpoczął pracę w znanej fabryce Geyera, która wtedy
nazywała się Zakładami Przemysłu Bawełnianego Ludwik Geyer Spółka
Akcyjna. (Istniała pod taką nazwą aż do 1948 roku, kiedy to otrzymała
nowego patrona……. Feliksa Dzierżyńskiego).
W 1924 roku został powołany do odbycia służby
wojskowej w 15 Pułku Piechoty w Dęblinie.
Po odbyciu służby
wojskowej powrócił do pracy u Geyera, ale na skutek redukcji fabrykę opuścił. Dostał pracę
stolarza w Magistracie Miasta Łodzi. W 1939 roku po kapitulacji Polski, Łódż została włączona do 3 Rzeszy. Pewnego
rana w 1942r., kiedy przyszedł do pracy, został wraz z wielu innymi
pracownikami Magistratu wysłany transportem na roboty przymusowe do Rzeszy. Pracował
w odkrywkowej kopalni kaolinu Wiecheln koło Lüneburga w Dolnej Saksonii.
Arbeitskarte - pracownik kopalni
Po
zakończeniu wojny w 1945 r. znalazł się, tak jak inni przymusowi robotnicy,
w utworzonym w opuszczonych koszarach, obozie „dipisów“ w Fallinbostel w
angielskiej strefie okupacyjnej. Zgromadzeni tam polscy robotnicy mieli
zapewnione bezpłatne wyżywienie, zakwaterowanie, odzież, opiekę lekarską i
dentystyczną, lecz to wszystko było niewystarczające. Większość z nich chciała
wracać do Polski chociaż władze zachęcały i obiecywały pracę.
Tych
którzy zdecydowali się na powrót, w 1945
samochodami angielskimi przewieziono
z Fallinbostel do Szczecina. Tam otrzymali
dokumenty podróży i suchy prowiant na osiem dni. Stamtąd też wyrusza Stanisław
Skwarek w długą podróż do domu. W przepełnionych wagonach towarowych przez
Poznań dociera do Ostrowa, skąd za amerykańskie papierosy dostaje się w
węglarce do Łodzi.
Obietnice pracy okazały się w dużej mierze
przesadzone. Ale jakoś udaje się mu dostać pracę stolarza w Magistracie Miasta Łodzi. W 1947
roku przenosi się do Ryk i obejmuje po ojcu rodzinny warsztat kołodziejski w którym wyrabia części do
wozów konnych tzw. żelaźniaków, oraz wykonuje roboty ciesielskie i
stolarskie dla mieszkańców Ryk. W latach
70-tych, w czasie remontu ryckiego kościoła, wykonuje między innymi naprawę
więźby dachową kościoła i konstrukcji zamocowania zegara w wieży. Tak pracuje aż do odejścia na
emeryturę.

Za wybitne osiągnięcia w swoim zawodzie otrzymał od Izby Rzemieślniczej
w 1967 roku Złotą Odznakę Rzemiosła
Jako młodzieniec,według ówczesnej mody, miał i Stanisław Skwarek zeszyt z piosenkami.
Brzózka, popularna w czasie 1 wojny światowej była to jego ulubioną piosenką do której muzykę skomponował Artur RUBINSTEIN
WIDZIAŁAM JA BRZÓZKĘ JAK WICHER JĄ GIĄŁ
DLA SWOJEJ IGRASZKI GAŁĄZKI JEJ GIĄŁ
TAK STAŁA ZŁAMANA LECZ BRAKŁO JEJ SIŁ
BO PROMIEŃ SŁONECZNY ZA GÓRY SIĘ SKRYŁ
WIDZIAŁAM JELENIA JAK RANIŁ GO STRZAŁ
I PADŁ KRWIĄ ZBROCZONY DO ŻYCIA SIĘ RWAŁ
CHCIAŁ WALCZYĆ LECZ NIE MÓGŁ BO BRAKŁO MU SIŁ
BO PROMIEŃ SŁONECZNY ZA GÓRY SIĘ SKRYŁ
WIDZIAŁAM MOTYLA JAK BUJAŁ WŚRÓD DRZEW
NA SKRZYDŁACH ZRANIONYCH MIENIŁA SIĘ KREW
CHCIAŁ WALCZYĆ ZE ŚMIERCIĄ LECZ BRAKŁO MU SIŁ
BO PROMIEŃ SŁONECZNY ZA GÓRY SIĘ SKRYŁ
..............................................................
TAK KAŻDY Z NAS DZISIAJ SŁONECZKO SWE MA
I ŻYJE DOPÓKI ŻAR SŁONECZNY TRWA
LECZ GDY SŁOŃCE ZGAŚNIE TO NIE CHCE SIĘ ŻYĆ
BO ŻYCIE BEZ SŁOŃCA NIE WARTE JEST NIC
I takim był. Niezwykle towarzyskim, wesołym, sypiącym jak z rękawa mądrościami i dowcipami na każdą okazję zaczerpniętymi ze swojego długiego i niezwykle bogatego życia.
Serdecznie dziękuję Ewie Radomińskiej za udostępnienie informacji, zdjęć i dokumentów - AC