O szczegółach wybuchu wielkiego pożaru w
Ryk w 1925 roku nie ma prawdopodobnie żadnego opisu. „ Miałem wtedy 6 lat. Jak wszystkie inne żydowskie dzieci chodziłem do chederu i studiowałem Chumesz. Właśnie stałem w sklepiku rodziców, kiedy zauważyłem, jak nagle podnosi się w niebo gęsty dym. Wyglądało to tak ,jak wybuch wulkanu. Nie wiedziałem czy to słup ognia , czy chmura. Obłok dymu wzniósł się zza bejt-midraszu i ogarnął część domu Estery-Mirale do końca Najczego i potem przeniósł się na dom Mojsze Judla w kierunku naszego domu. W samym środku rynku powstał straszny wir. Śmiecie, papiery, słoma i liście - to wszystko kręciło się w strasznym korowodzie i tańczyło diabelskim tańcem. W mgnieniu oka całe miasteczko ogarnęły płomienie. Wtedy mama chwyciła małe dzieci i
pobiegła z nimi do dworskiego sadu. Widząc, że nasze miasto się pali ,zdecydowaliśmy
rozdzielić rodzinę na pół, dokładnie tak jak to zrobił praojciec
Jakub („Rozdzielić naród na dwa obozy’). Mamę z małymi dziećmi Sorą, Perlą i
Mordechajem odesłaliśmy ,a tata ja i Mojsze zostaliśmy na miejscu pomagać gasić
pożar. Marian Parzyszek po lewo i Wacław Kłusek z rodzicami „Kupiłem
zapałki u Mośka- mówi jednostajnym, bezdźwięcznym głosem pięcioletni
Parzyszek - i bawilim się, to ja zapalałem, to on, Wacek. Było przy stodole, to on
mi chciał odebrać, to ja wziąłem i wsadziłem w szparę w ścianie od stodoły(...) - To
się zaczęło dymić, to potem ogień buchnął i ucieklim. Nic więcej nie wiem”.** Żydowskie dzieci na pogorzelisku. Relacje ówczesnych korespondentów po
pożarze cytują obszernie Grzegorz i Krystian Pielachowie w swojej książce „100 lat Ochotniczej Straży
Pożarnej w Rykach 1911-2011“.(str.86-100). *Malach Zuckerkop-Cukier "Pieśń mojego miasteczka" Księga Pamięci Ryk. Str.265 ** Grzegorz Pielacha,Krystian Pielacha "Sto lat Ochotniczej Straży Pożarnej w Rykach 1911-2011".str.89 ***Wycinek pochodzi z gazety Republika No 104.Łódź,piątek 17 kwietnia 1925 r.Wydanie poranne |