W niedawno opublikowanej cennej i obszernej książce dr Suleja „Zdrada i
zbrodnia” na stronie 423 autor pisze: Rodzina Kontowiczów uciekła z Włodzimierza Wołyńskiego do Ryk przed Ukraińcami z córką i synem.Siostrę Kontowicza ojca Ukraińcy spalili żywcem.Dwaj synowie Jan i Władysław byli schwytani przez Niemców w łapance i wywiezieni na roboty do Rzeszy,gdzie pracowali w bardzo trudnych warunkach na kolei.Obaj byli stolarzami.Do Ryk powrócili zaraz po wojnie.Jan pracował w warsztacie u p.Wiejaka.(viz mapa rynku) Syn Kieliszka aktywnie „romansował” z bandami bolszewickimi i WIN wydało na niego wyrok śmierci.Jak wspomina mieszkaniec Ryk p.Piotrowski,wykonawcy wyroku przyjechali z Lublina bo miejscowych łatwo by było rozpoznać.Wykonawcy wiedzieli ,że zdrajca będzie stał przy warsztacie.Kiedy weszli zobaczyli mężczyznę stojącego tyłem do wejścia.(Podobno Jan Kontowicz właśnie wrócił z obiadu).Bez pytania oddali kilka strzałów w plecy.Słysząc strzały przybiegła p.Wiejakowa i zobaczyła na podłodze krwawiącego,ale jeszcze żyjącego Jana Kontowicza.Podobno zasłyszała jeszcze słowa jednego ze strzelających: "Bolek,to nie ten!!!" To była tragiczna pomyłka.Jak mi opowiadał mój ojciec,właściwy skazany był pijany i gdzieś leżał. Może użyty zwrot „ został zlikwidowany " nie pasuje do tej ludzkiej tragedii,bo
zginął Bogu ducha winien człowiek.O ile wiem,jego śmierć nie została
udokumentowana i wyjaśniona w żadnej z publikacji poświeconej tamtemu
okresowi.Może w imię naukowego obiektywizmu należałoby rozwinąć również i ten
wątek .Wątek tragicznych pomyłek,które zdarzały się po obu stronach
„barykady”...
|